Projekt Szalona Anka rósł we mnie już od kilku lat. Można powiedzieć rodził się w ogromnych bólach. Zawsze znalazła się jakaś wymówka: a to brak czasu, a to zmęczenie, a to inne ważne zajęcie. No … ale jak coś się rodzi, to w końcu musi się urodzić 🙂
Uwaga będzie długo. To tekst tylko dla wytrwałych czytaczy 🙂
Początki – każdy jakieś ma
Moja przygoda z internetem rozpoczęła się tak naprawdę w czasie mojej pierwszej pracy w roku 2000. Do dziś trudno jest zapomnieć ten zachwyt nad tym, ile ciekawych informacji można było w nim znaleźć. A były to jeszcze czasy, kiedy korzystając z internetu blokowało się połączenia na telefon stacjonarny – przynajmniej tak było w mojej firmie. Godzinami nie można się było do nas dodzwonić.
Budową stron internetowych zainteresowałam się rok później. Firma, w której pracowałam miała stronę internetową. Nawet jak na owe czasy była ona po prostu byle jaka – a cel miała wielki – sprzedaż autobusów zachodnich marek. Nagabywałam naszego informatyka, aby ją zmienić, ale usłyszałam … Nie da się.
To stwierdzenie podziałało na mnie jak czerwona płachta na byka. Postawiłam sobie za cel sprawdzić czy się da czy też nie. Na tamten moment moja wiedza w temacie była zerowa. Pierwsze próby tworzenia stron odbywały się w prostym systemowym notatniku – tak, tak też było można. Pomysł z tym notatnikiem odkryłam dzięki programowi w telewizji, w którym panowie pokazywali jak w notatniku napisać prostą stronę w html.
Potem odkryłam programy, w których pisało się strony. Pamiętam ten zachwyt, że teraz wszystko jest dużo prostsze, że ładnie koloruje kodowanie. Html (kod, który do dzisiejszego dnia się wykorzystuje do pisania stron) oraz css (tzw. kaskadowe arkusze stylów, które odpowiadają za wygląd stron) uczyłam się z prostych kursów, które znalazłam w internecie.
I tak, w niedługim czasie powstała moja pierwsza strona internetowa. Nigdzie nie publikowana, ale doskonaliłam na niej wszystko co znalazłam w internecie, a były to czasy kiedy strony „pstrzyły” się różnymi gadżetami typu imieniny, pogoda, migające teksty i tym podobne.
W tym procesie nauki i doskonalenia, w pewnym momencie natknełam się na coś, co się zwało php (o wiele bardziej skomplikowany język programowania niż html). Dawał dużo więcej możliwości i wielu kwestiach ułatwiał tworzenie strony. Przyznaję jednak, że do dnia dzisiejszego – jeśli chodzi o ten język to mam ogarnięte podstawy podstaw.
W międzyczasie zrobiłam stronę dla firmy, w której pracowałam (to chyba był rok 2004). Dla siostry, a raczej dla jej klasy, w której uczyła (strona miała nazwę poetycka klasa i wszystkie teksty były pisane wierszem przez uczniów). Obie strony już nie istnieją.
W pierwszej połowie 2007 (albo 2006 tutaj pamięć niestety się zatarła) powstała moja pierwsza strona w domenie optymistka.pl. Domena została wykupiona w serwisie, z którym mam same koszmarne wspomnienia, ale to historia na osobny artykuł. Darmowy hosting (miejsce na pliki strony) miałam w OVH. Jak na owe czasy i moje możliwości wystarczał.
Największym problemem przy tworzeniu stron opartych na html i css był fakt, że trzeba było wrzucać treść do pliku html, a potem ten plik eksportować na serwer ręcznie. Było z tym trochę zachodu.
W międzyczasie (wrzesień 2007) zakończyłam swoją przygodę z domeną optymistka.pl i wykupiłam nową domenę pozytywnemysli.pl, która działa do dziś. Próbowałam też swoich sił na platformach z darmowymi blogami prowadzonymi przez chyba Onet.pl – ale jakoś mi nie wyszło.
Spotkanie z WordPressem – uwaga będzie dużo zachwytów 🙂
Był marzec 2008 roku – trudno zapomnieć bo akurat była Wielkanoc i dni wolne od pracy 🙂 Przeglądałam internet w poszukiwaniu sposobu na uproszczenie prowadzenia swojej strony i natknęłam się na artykuł o WordPressie – systemie do prowadzenia własnego bloga i to za darmo. Trzeba było tylko mieć odpowiedni hosting (miałam darmowy, ale miał to coś, co trzeba było mieć) i zainstalować na nim ręcznie WordPressa (nie było wtedy jeszcze autoinstalatorów). Postępowałam zgodnie z instrukcją i voilà … miałam swoją pierwszą stronę opartą na WordPressie. Święta miałam z głowy – pochłonął mnie wordpressowski świat na całego. Przeglądałam i zmieniałam motywy (czyli oprawę graficzną strony), dodawałam wtyczki (tzw. pluginy czyli dodatki rozszerzające możliwości WordPressa). Poznawałam ten świat od podstaw posiłkując się tym co znalazłam w necie.
Oczywiście popełniłam masę błędów, ale wiele się na nich nauczyłam. Był więc epizod z wysłaniem swojej strony w kosmos (nie dosłownie oczywiście 🙂 ), miałam różne dziwne błędy, które czasem musiał naprawiać mój hostingodawca przywracając kopię zapasową. Ogólnie było dużo zabawy i zachwytu nad tym, jak w tak prosty sposób można zbudować sobie nie tylko prostego bloga, ale i bardziej skomplikowaną firmową stronę internetową.
Do dziś mnie trochę zadziwia, że wchodziłam w ten świat bez jakiegoś większego strachu – zawsze uważałam, że większość rzeczy da się odwrócić.
Dzisiaj prowadzę cztery strony firmowe oparte na WordPressie, trzy swoje własne i pomagam czwórce znajomych oswoić WordPressa.
Blog to nie tylko treść
Szybko okazało się, że prowadzenie bloga to nie tylko treść, ale także grafika. Tak rozpoczęła się moja przygoda z tworzeniem grafiki, obróbką zdjęć – nie jakimś profesjonalnym poziomie, ale na takim amatorsko-hobbystycznym. Zresztą tego uczę się do dnia dzisiejszego.
Oswoiłam Photoshop’a – wiem, że jest to drogie oprogramowanie, ale też moim zdaniem jedno z najlepszych i najbardziej intuicyjnych do pracy.
Gimp’a (darmowy program do obróbki zdjęć i tworzenia prostych grafik) niestety nie oswoiłam i za nic nie mogłam się przyzwyczaić do pracy z nim.
Obecnie jest kilka bardzo dobrych programów do tworzenia grafik online, np. Canva – niezwykle przydatna, zwłaszcza gdy szuka się inspiracji 🙂
Nauczyłam się też, że wiele materiałów można znaleźć w internecie – do wykorzystania za darmo, trzeba tylko umieć szukać, czyli serdeczne podziękowania składam darmowym bankom zdjęć.
Komputer nie jest taki straszny jak go malują
Od wielu lat, oprócz tworzenia stron pasjonuje mnie ułatwianie sobie życia, zwłaszcza przy wykorzystaniu technologii. Tworzę arkusze w Excelu, dokumenty pdf, prezentacje w Power Point i wiele innych rzeczy – w zależności od tego, co jest akurat potrzebne. Można to podsumować stwierdzeniem Lubię Tworzyć i Odkrywać Nowe Możliwości.
Studia praca zawodowa nauczyły mnie jednej bardzo ważnej rzeczy. Głowa to nie śmietnik – nie sztuką jest nauczyć się wszystkiego na pamięć. Sztuką jest znaleźć informację, której potrzebujesz.
Marketing internetowy, czyli kto to będzie czytał
Życie dość szybko uzmysłowiło mi, że nie tworzę strony dla siebie – chcę by czytali ją inni. Do tego nie wystarczy tylko tworzyć treści, trzeba jeszcze przyciągnąć czytelników. I to się okazało najtrudniejsze zadanie. Trudne, ale nie niemożliwe.
Powoli uczyłam się, że pewnych rzeczy absolutnie nie wolno robić, bo grozi to banem od wujka Google. Niektóre trzeba robić koniecznie, bo inaczej nikt nie znajdzie twojej strony. Co to takiego słowa kluczowe i gdzie ich szukać. Czym jest linkowanie wewnętrzne i zewnętrzne i dlaczego jest tak istotne. I mogłabym tak wymieniać i wymieniać. Nie robi to ze mnie specjalisty z pozycjonowania, ale wiem gdzie szukać, ewentualnie kogo zapytać.
Warto poznać chociażby same podstawy z tego zakresu, by korzystając z usług specjalistów z tej dziedziny nie zostać przysłowiowo wyprowadzonym w pole. Co niestety może być dość kosztowne.